Menu Content/Inhalt
Na początek! arrow Z ostatniej chwili... arrow Mam - psa, kota, męża, czyli o tym jak połamany Janko Muzykant dostał swoją szansę
Advertisement
Advertisement
Advertisement
Advertisement
Mam - psa, kota, męża, czyli o tym jak połamany Janko Muzykant dostał swoją szansę

 Osoby dzwoniące do nas z informacją o potrzebujących kotach na prośbę o „przechowanie” ich przez kilka dni reagują przeważnie słowami "nie, nie mogę bo…" Tu następuje cała lista mniej lub bardziej sensownych powodów typu:

  • mam już kota,
  • mam już psa,
  • mam już męża,
  • mam dziecko,
  • mam małe mieszkanie,
  • pracuję i wiele, wiele innych.

Na pomysł pożyczenia klatki i umieszczenia zwierzaka na kilka dni w piwnicy przeważnie mówią, że "sąsiedzi się nie zgodzą". Powód jak każdy inny...

Tymczasem koty przebywające pod opieką Kotkowa nie mieszkają w schronisku ani jakimś specjalnym miejscu. Przebywają właśnie w domach, w których są już inne koty, psy, mężowie i dzieci. Czasem w piwniczkach osób, które też mają sąsiadów. To po prostu kwestia dobrej woli.

Dlatego chciałabym opowiedzieć historię Janka Muzykanta. To „robocze” imię kotka, który od jakiegoś czasu pojawiał się pod białostocką Akademią Muzyczną. Studenci - miły naród - podkarmiali zwierza, głaskali.

Kotek zniknął na kilka dni - myśleli, że poszedł poszukać "narzeczonej". Być może nawet tak było. Niestety, kotek przedwczoraj wrócił mizerny, smutny, powłóczący tylną łapą. Wczoraj właściwie tylko leżał, patrząc smutno na przechodzących studentów. Kiedy był zdrowy i miły wydawało się, że jest tam lubiany, jest "maskotką", którą można pogłaskać w biegu na zajęcia, wynieść jakiś kąsek. Kiedy leżał smutny i chory - nagle zrobiło się wokół niego pusto...

Kotek leżałby zapewne samotny, opuszczony i cierpiący do tej chwili, gdyby nie wielkie serce pani Dagmary. Początkowo prosiła żebyśmy zajęli się kiciem, jednak kiedy dowiedziała się, że obecnie mamy w domach tymczasowych ponad 40 maluchów zdecydowała, że zabierze go ze sobą do stolicy.

Pomimo tego, że nie ma żadnego doświadczenia, że w miejscu w którym mieszka posiadanie zwierząt jest surowo zabronione, że jej współlokatorka prawie się obraziła, pomimo ważnego egzaminu, pomimo tego, że musiała go zabrać w dzisiejszym tłoku pociągiem...

 Janko miał poważnie złamaną łapkę. Dzięki łańcuszkowi ludzi dobrej woli udało się ją uratować i ulżyć jego cierpieniu. Operacja była bardzo kosztowna (350 zł). Kotka czeka długa rehabilitacja, ale mamy nadzieję, że teraz może być już tylko lepiej.

Chciałabym serdecznie podziękować: pani Bogusi, która zawiozła go do lecznicy; panu doktorowi, który "na wczoraj" złożył łapkę; Ewie, która zawiozła dziś połamańca na dworzec. No i - przede wszystkim - Pani Dagmarze, dzięki której Janko Muzykant dostał swoją szansę.

Jeżeli chcesz i możesz pomóc w sfinansowaniu leczenia Janka Muzykanta prosimy o kontakt z nami: Ten adres email jest ukrywany przed spamerami, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce, by go zobaczyć lub wsparcie naszej działalności darowizną na konto Fundacji Kotkowo (szczegóły w zakładce kontaktaż).

 

Zmieniony ( 02.06.2010. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »