Menu Content/Inhalt
Na początek! arrow Z ostatniej chwili... arrow Troski mamy Sztachetki - dzieci znalazły domy, mama też :)
Advertisement
Advertisement
Advertisement
Advertisement
Troski mamy Sztachetki - dzieci znalazły domy, mama też :)

Jestem mamą. Kocią mamą. Kocham swoje dzieci  i jak każda mama chcę, żeby były szczęśliwe. Szczęśliwsze niż ja.
Urodziłam się w dużej kociej rodzinie. Niby mieliśmy „swoich” ludzi ale  tak naprawdę nikt się nami nie interesował. Mama mówiła mi, że czasami tak jest lepiej. Potem przekonałam się, że miała rację. Bawiłam się z rodzeństwem, jadłam co udało mi się porwać ze wspólnej miski. Kiedy zachorowałam nikt się mną nie zajmował – tylko mama lizała moje oczy. Teraz wiem, że robiła co mogła – ale ja i tak przestałam widzieć na jedno oczko. Kiedy dorosłam tylko raz ktoś zwrócił na mnie uwagę – powiedzieli, że robię się podejrzanie gruba i dość mają kotów do wykarmienia. Spakowali mnie do worka i  zawieźli nad rzekę.
To było przerażające. Tak przerażające że ja – pomimo iż nie lubię gryźć i drapać użyłam zębów i pazurów. Miotałam się w panice. Usłyszałam tylko z daleka głosy „co robicie, zostawcie to” i  za chwilę ktoś otworzył worek. Nie oglądałam się za siebie – uciekałam ile sił w łapkach. Kiedy nie miałam już siły długo szłam wzdłuż rzeki. Nie wiedziałam co mogę teraz zrobić – nie umiałabym wrócić zresztą za bardzo się bałam. Znalazłam sobie miejsce – najspokojniejsze jakie  mogłam – pod dużym mostem. Tam urodziły się moje dzieci. Pięć słodkich czarnych kuleczek. Bardzo o nie dbałam- myłam ich maleńkie ciałka, wydeptałam gniazdo w trawie. Potem przeniosłam do nieczynnej rury.  Pomimo iż sama byłam głodna –zawsze starałam się coś im przynieść. Jednak dzieciaki rosły, było mi z nimi coraz trudniej . Chciały się bawić, wychodzić. Były takie radosne, małe czarne iskierki. Były też niestety nieuważne. Wiedziałam, że miejsce, w którym mieszkamy nie jest dobre – w rurze nad samą rzeką…nie dano mi jednak wyboru…
Tego strasznego dnia bawiły się jak zwykle. W nocy padało i wody było bardzo dużo. Najmniejszy poślizgnął się i wpadł do rzeki. Krzyczał przerażony, machał  łapkami. Rzuciłam się za nim, płynęłam. Zniknął pod wodą. To było straszne…Do tej pory mam przed oczami jego strach i małe ciałko odpływające z nurtem….
Kocia rodzina zamieszkiwała rurę przy rondzie ul. Pałacowej i Branickiego. Cudem udało się uratować czwórkę pozostałych maluchów i zabrać kocią mamę. (wielkie podziękowania pani Bogusi i Jagodzie które z wielkim poświęceniem łapały kociaki na stromym brzegu)
Pani która zajęła się rodziną patrząc na kotkę powiedziała – „Boże, jaka ona chuda, jak sztachetka”! Tak więc kocia mama została „ochrzczona” Sztachetką. Obecnie może w spokoju zajmować się swoimi dziećmi – ocalałą czwórką słodkich „Sztachetek”.  Jest uroczą, pogodną koteczką która początkowo dziwiła się, że człowiek może służyć do głaskania. Kiedy to zrozumiała cały czas podstawia ufnie łepek, prosi o pieszczoty i o … miłość.
Nie jest niestety puszystą kulką. Ma też uszkodzone oczko (nie przeszkadza jej to w życiu, to tylko kwestia estetyczna). Czeka więc na kogoś, kto doceni jej miły charakterk, kto wie, że najważniejszy jest nie wygląd kota a jego serduszko.


Do 30 lipca dom znalazły wszystkie dzieci mamy Sztachetki :)

 Mama Sztachetka znalazła dom. Niestety wróciła i nadal szuka swojego domu...

Zmieniony ( 17.10.2012. )
 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »